niedziela, 25 stycznia 2015

Hybrydowość gatunkowa Must Be the Music. Tylko muzyka

Reality TV jest zjawiskiem specyficznym w dziejach telewizji. Ten typ programów telewizyjnych naznaczony jest piętnem nieokreślenia. Jak pisze medioznawczyni Annette Hill w swej pracy Reality TV, ten termin odnosi się do hybrydowej formy gatunkowej, mieszającej ze sobą różne style i trudnej do określenia, która obejmuje szeroki zakres programów rozrywkowych traktujących o prawdziwych ludziach.

W ramach reality TV znajdują się programy podzielone przez Hill na różne kategorie: infotainment (programy łączące walor informacyjno-edukacyjny z rozrywkową formą), docu-soap ("kombinacje obserwacyjnego dokumentu i dramatu napędzanego przez osobowość bohatera"), programy dotyczące stylu życia (na przykład związane z modą i gotowaniem) oraz reality gameshows, oparte na formule rywalizacji w określonych warunkach. Interesuje nas ta ostatnia kategoria, a ściślej mówiąc, jej odłam określony mianem talent shows, który wyłania spośród zwykłych ludzi osoby cechujące się niezwykłymi umiejętnościami.

Wzorując się na analizie, jakiej Mirosław Przylipiak poddał jeden z pierwszych programów reality TV pod tytułem An American Family, postanowiliśmy zbadać przykładowy format talent show – emitowany na kanale Polsat od 2011 roku program Must be the Music. Tylko muzyka. Tak jak wiele programów reality TV pokazywanych w Polsce, Must be the Music jest formatem obcym, pochodzącym od brytyjskiej telewizji Sky One. O popularności tego show w Polsce świadczy fakt, że w ciągu czterech lat zrealizowanych zostało jego osiem edycji. Materiałem badawczym dla nas będzie przede wszystkim wybrany, 9. odcinek ósmej serii.


Hybrydowość Must Be the Music wyraża się w czerpaniu z wielu gatunków. Rzuca się w oczy przede wszystkim struktura show, przypominająca stosowaną w filmie fabularnym. Program Polsatu ma z góry zaplanowaną, zamkniętą strukturę – każdy odcinek serii stanowi wyraźną, zamkniętą całość. Warto tutaj rozróżnić dwie konwencje, którymi posługuje się Must Be the Music. Każda seria jest podzielona na dwa typy odcinków, z których jeden stanowią eliminacje, natomiast drugi – półfinały i finały. W eliminacjach odbywa się selekcja osób z całej Polski dopuszczonych do castingu z udziałem czwórki jurorów. Poszczególni uczestnicy, których występ poprzedza krótki klip prezentujący ich osobowość, zostają zaakceptowani bądź odrzuceni przez jurorów. W półfinałach i finałach zespoły i wokaliści, którzy zostali wyłonieni przez jurorów (w finałach także przez publiczność na podstawie jej głosów) wykonują swoje występy. Każdy z nich jest poprzedzony jest retrospekcją (także specyficzną dla form fabularnych), przypominającą o wyniku castingu, oraz klipem opisującym wykonawców i ich przygodę ze śpiewaniem. Po występie jurorzy oceniają wykonanie, następuje rozmowa prowadzących z rodziną wykonawcy, wreszcie z nim samym. Program kończy wyłonienie zwycięzców na danym etapie.

Sam proces wykonywania utworów w Must Be the Music wyraźnie przypomina nagraną w telewizji relację z festiwalu, tudzież telewizyjną formę variety shows. Tak jak w przypadku emisji festiwali w Opolu czy w Sopocie, utwory wykonywane są przy zmiennych ustawieniach kamer, szybkim montażu i dynamizujących przekaz jazdach.  Warto przy tym dodać, że o zdobyciu przez piosenkarza bądź zespół głównej nagrody decydują zarówno w przypadku festiwali emitowanych w telewizji, jak i w show Polsatu – widzowie. Podobną rangę Must Be the Music nadaje także prowadzący, prowadzący nierzadko dialog z jurorami i uczestnikami.

Ciekawym środkiem badawczym są klipy poprzedzające występy. Składają się na nie wypowiedzi wykonawców dotyczące np. ich pochodzenia, rodziny (wokalista HCR opowiadający o śmierci siostry), przeżyciach. W pewnym sensie jest to poetyka filmu dokumentalnego; w owych klipach odczuwa się dodatkowo element autokreacji. Zespół Wasabi dla zabawy wciela się w postacie z filmów Chaplina, z Władcy Pierścieni tudzież z Gwiezdnych wojen, opowiadając zarazem o nich. Występuje tu tautologia obrazu i słowa tożsama z formą dokumentalną. Zespół Radioaktywny Świat pokazuje się na tle wysypiska, grając na różnych śmieciach jak na instrumentach. Tutaj "akcja" tożsama jest z nazwą grupy muzycznej i służy jego promocji. Uczestnicy programu świadomie patrzą w kamerę, pozując do niej i czerpiąc przyjemność z tej inscenizacji. Na zasadzie podobnej do Big Brothera (przytoczmy słowa Wiesława Godzica) "wyraźna prezentacja własnej osoby nie jest uznawana za fałszowanie naturalnego zachowania, lecz postrzegana jako performatywna możliwość zaprezentowania siebie jako takiego". Klipy zespołów, choć nie promują żadnego konkretnego utworu muzycznego, podkreślają ich osobowość tak samo jak teledyski z udziałem własnym gwiazd muzyki.

Konwencja infotainmentu także daje o sobie znać w przypadku Must Be the Music. Program przemyca tabloidowe w formie treści. Pogadanka zakulisowa o gargantuicznym ubyciu kilogramów u Dimmiego Destino czy o jego zdolności przygotowywania hamburgerów niekoniecznie musi być ważna dla widza, ale odpowiada rozrywkowemu charakterowi widowiska. Z drugiej strony, czy to jest widowisko jałowe? Trudno to powiedzieć jednoznacznie. Must Be the Music w sposób skuteczny zdaje się eliminować "niską" muzykę taneczną (tylko jeden zespół disco polo w historii widowiska przebił się do finału), po części dzięki instytucji jurorów, która pełni funkcję perswazyjną i broni własnego systemu wartości, niekiedy na przekór publiczności:


Najciekawsze, że polskie Must Be the Music wbrew domniemaniom krytyka muzycznego Roberta Sankowskiego znacząco przebiło popularnością oryginalną brytyjską wersję, która padła trupem po jednej serii. Sprawnie realizując różne formy gatunkowe – od filmu fabularnego po telewizyjny infotainment – spełnia się jako hybrydowe widowisko z pogranicza festiwalu i spektaklu telewizyjnego.

niedziela, 4 stycznia 2015

Istota dziennikarstwa w programach publicystycznych

Obok wiadomości telewizyjnych najistotniejszą rolę w kształtowaniu opinii publicznej odgrywa magazyn publicystyczny w formie wywiadu. Podobnie jak talk shows, nie wymaga wielkich nakładów finansowych, za to potrafi zebrać znaczącą rzeszę widzów. W Polsce, podobnie jak wiadomości telewizyjne, ten gatunek poddaje się formule infotainmentu, łączącej przekazywanie informacji i opinii dotyczących stosunków społeczno-politycznych z nastawieniem na rozrywkowy charakter uatrakcyjniający przekaz.

Magazyny publicystyczne w formie wywiadu stanowią konfrontację prowadzącego z osobą lub osobami zaproszonymi do studia telewizyjnego. Celem prezentera jest wyciągnięcie jak największej informacji od zaproszonej osoby z elit politycznych lub społecznych, aby widz poczuł się usatysfakcjonowany poprzez otrzymanie obrazu człowieka elity na ekranie. Samą atrakcję często stanowi sam proces pojedynku: kłótnie między osobami o różnych światopoglądach zaburzają co prawda przekaz otrzymywany przez widza, lecz uzewnętrzniają przy okazji słabe strony konkurentów, jak w klasycznych wywiadach Larry'ego Kinga z celebrytami w amerykańskiej telewizji.

Konfrontacja dwóch sił – prezentera i udzielającego wywiadu – niejednokrotnie świadczy o pozycji tego pierwszego. Zawsze w pytaniach zadawanych politykom przez dziennikarzy pojawia się element wahania: przycisnąć czy słuchać? Ten dylemat służy dociekaniu prawdy przy zachowaniu odpowiedniego dystansu wobec wypowiedzi pytanego. Przerywanie osobie, która prowadzi wywiad, służy w tym przypadku przywołaniu jej do porządku, ale równie dobrze może służyć wywieraniu na nim presji. Wypadkową tego typu decyzji prowadzącego jest kłótnia z gościem, co w oczywisty sposób dynamizuje pojedynek racji i sprowadza go do odmiany infotainmentu.

Interesujący jest w tym kontekście przykład rozmowy przeprowadzonej w 2000 roku przez redaktora TVP Piotra Gembarowskiego z przewodniczącym Akcji Wyborczej "Solidarność" Marianem Krzaklewskim. Prezes partii niechętnie współrządzącej z Unią Wolności w latach 1997–2001, miał wyjątkowo silną pozycję jako "kierujący z tylnego siedzenia" rządem Jerzego Buzka (opis dojścia do władzy). Żeby potwierdzić swój status polityczny, dopuścił się kandydatury na urząd prezydenta.


Gembarowski potraktował swojego gościa bez taryfy ulgowej, zadając mu szereg dość populistycznych pytań dotyczących niedoszacowań wzrostu gospodarczego, gwałtownego podniesienia się stopy bezrobocia i niskich emerytur  Te pytania uderzyły w fundamenty rządów AWS-UW, bowiem podważyły sens gruntownych reform przez nie dokonanych. Krzaklewski plątał się, mylił dane, odpowiadał wymijająco. Gembarowski w odpowiedzi urywał niekonkretne wypowiedzi polityka, przekrzykiwał go domagając się konkretów.

Cała rozmowa, transmitowana w TVP1, zakończyła się dotkliwą porażką propagandową szefa AWS. W wyborach prezydenckich w 2000 roku uplasował się on na trzecim miejscu, po Aleksandrze Kwaśniewskim i Andrzeju Olechowskim. Gembarowski stracił zaś swoją dawną pozycją dziennikarza. W swoim zawodzie był skończony: został zasypany (głównie przez prawicę, która nie mogła mu wybaczyć jego ataku na jej przedstawiciela) lawiną negatywnych opinii o przeprowadzonym wywiadzie. W 2004 roku opuścił TVP, obecnie pracuje dla Superstacji.



Do Gembarowskiego prawica z namiętnością porównywała Tomasza Lisa, szczególnie popularnego we współczesnej Polsce anchormana, który z podziwu godną sprawnością wykorzystał potencjał transformacji ustrojowej po 1989 roku. Zwycięzca konkursu na prezentera TVP, wystąpił po raz pierwszy 3 maja 1990 roku jako prezenter Wiadomości. Ukształtował swoją pozycję polityczną przede wszystkim jako prowadzący Faktów w latach 1997–2004, czyniąc je najważniejszym programem publicystycznym w polskiej telewizji. Był czas, kiedy Lis uzyskał tak wielką pozycję społeczną i polityczną, że nie wykluczył startu w wyborach prezydenckich, co kosztowało go stanowisko w TVN-ie.

Wiarygodny jako prezenter telewizyjny, Lis nie przestał budzić emocji jako – zacytuję tutaj Wiesława Godzica – "gospodarz show publicystycznego, czyli political infotainment". Medioznawca Godzic wskazuje na Lisa jako żurnalistę, który we własnych talk shows w rodzaju Co z tą Polską? (2004-2007) i Tomasz Lis na żywo (od 2008) nie zapomniał o swej roli jako dziennikarza społecznego. Dobrym przykładem tego zaangażowania jest szczególne zainteresowanie sprawami Kościoła katolickiego, widoczne we fragmencie Tomasza Lisa na żywo z 2012 roku. W dyskusji na temat stanu majątkowego Kościoła, w której biorą udział między innymi Joanna Senyszyn, Andrzej Rozenek i Przemysław Wipler, dziennikarz swobodnie lawiruje między dyskutantami, wchodząc z nimi w dialog, lecz przemycając także własne spostrzeżenia na temat zaistniałej sytuacji. Jest przy tym ostrożny i dociekliwy zarazem, nie czyni ze swej persony showmana, ale też w pewnym sensie dokonuje procesu swojej autokreacji. Tomasz Lis nie jest zatem, jak by chciała prawica, Gembarowskim part deux.

Za inną głośną postać polskiej publicystyki należałoby uznać Monikę Olejnik. Starsza zarówno wiekiem, jak i stażem od Tomasza Lisa, zasłynęła zarówno jak prezenter radiowa (Gość Radia ZET), jak i telewizyjna (Prosto w oczy, Kropka nad i) swoją inteligencją w prześwietlaniu dyskutantów oraz nieraz gwałtownym interwencjonizmem wobec ich odpowiedzi. Czytając jej komentarze w piątkowych wydaniach "Wyborczej" (przykład), zauważamy jej pozorne przyjmowanie wypowiedzi polityków, późniejsze ich ośmieszanie i wyraziste pointowanie.

Olejnik jest silną reprezentantką kobiecego dziennikarstwa i na taką nieustannie się kreuje. Czołówka Kropki nad i przedstawia ją twardo stojącą, z założonymi rękami. Nie zmienia swego zdania, konfrontuje się z dyskutantami. Niekiedy aż do przesady, czego przykładem jest reakcja Olejnik w trakcie rozmowy ze Zbigniewem Ziobrą w trakcie wydania Gościa Radia Zet z 20 listopada 2014 roku. Dziennikarkę wzburzył ton wypowiedzi Ziobry, który rzucał demagogiczne argumenty o rzekomej możliwości unieważnienia wyborów przez ustawę i inwektywy względem Prezydenta RP. Olejnik przerwała rozmowę po 9 minutach, nie znajdując sensu w jego wypowiedzi, i opuściła przedwcześnie studio. Inni publicyści – co ważne – nie potępili jej zachowania, które wyglądało na nfotainmentowe w tym sensie, że dostarczyło widzom i słuchaczom nieoczekiwanej rozrywki. Niektórzy internauci byli zniesmaczeni tym incydentem. Według Obserwatora (cytat z wirtualnemedia.pl):

Pani Monika Olejnik nie zachowuje się już jako dziennikarz, a jako stronnik jednej z opcji i jednej z partii. Najwyższa pora to wybrać który zawód chce się wykonywać. To tylko dobra rada, choć i tak zapewne Pani Monika jest świecie przekonana, że jest najmondrzejsza i wie lepiej.

Z kolei przeciwną opinię wyraża A.P.:

Jeszcze wczoraj miałem ochotę wylać kubeł zimnej wody na Panią Monikę, ale dzisiaj, gdy na świeżo usiadłem do tematu przyznam, że umknęło mi sedno sprawy. Drodzy Państwo, Pani Monika wyznaczyła właśnie nową jakość. Tak narzekaliśmy na pyskówki, kłamstwa i obłudę polityków, a Pani Monika podczas wczorajszej rozmowy powiedziała dosyć, wyraziła swoją negację dla tego politycznego bełkotu. Brawo! 



 Tak kontrowersyjną postacią jak Gembarowski, Lis i Olejnik raczej nie jest Kamil Durczok, inny utytułowany dziennikarz. W analizie Wiesława Godzica poświęconej obu dziennikarzom – Lisowi i Durczokowi – pojawia się wniosek, że ten drugi (jak wynika z licznych wywiadów z nim przeprowadzanych przez innych publicystów) jest celebrytą wycofującym się, niepewnym, za to próbującym sprawiać wrażenie sympatycznego, solidaryzującego się z widzami. Wypadałoby zgodzić z tą opinią, patrząc na jego wywiady z politykami: wydaje się, że "gra pod publiczkę", stara się zajmować stanowisko jednoznaczne z widzem. To właśnie były prezenter TVP, obecnie prowadzący Faktów TVN i Faktów po Faktach w TVN24 zadał dość populistyczne pytanie "Szczecin – Przemyśl, 410 min opóźnienia z powodu oblodzenia trakcji. Co pani powie pasażerom?" w wywiadzie z Elżbietą Bieńkowską w styczniu 2014 roku, w którym padł z jej ust nieszczęsny bon mot "Sorry, taki mamy klimat". Z drugiej strony, w bardziej agresywnym stylu zbijał z pantałyku Mariusza Kamińskiego, byłego posła PiS, w sprawie afery madryckiej.


Przed 1989 rokiem wywiadów publicystycznych prezenterzy i publicyści nie mieli szans zaistnieć jako osobowości. Transformacja ustrojowa zmieniła wszystko, stwarzając warunki do publicystyki nacechowanej emocjonalnie, eksponującej osobowość prezentera. Jak widać na niektórych przykładach, nie obywało się bez zgrzytów, które nadały publicystyce rozrywkowego charakteru.