Reality TV jest zjawiskiem specyficznym w dziejach telewizji. Ten typ programów telewizyjnych naznaczony jest piętnem nieokreślenia. Jak pisze medioznawczyni Annette Hill w swej pracy Reality TV, ten termin odnosi się do hybrydowej formy gatunkowej, mieszającej ze sobą różne style i trudnej do określenia, która obejmuje szeroki zakres programów rozrywkowych traktujących o prawdziwych ludziach.
W ramach reality TV znajdują się programy podzielone przez Hill na różne kategorie: infotainment (programy łączące walor informacyjno-edukacyjny z rozrywkową formą), docu-soap ("kombinacje obserwacyjnego dokumentu i dramatu napędzanego przez osobowość bohatera"), programy dotyczące stylu życia (na przykład związane z modą i gotowaniem) oraz reality gameshows, oparte na formule rywalizacji w określonych warunkach. Interesuje nas ta ostatnia kategoria, a ściślej mówiąc, jej odłam określony mianem talent shows, który wyłania spośród zwykłych ludzi osoby cechujące się niezwykłymi umiejętnościami.
Wzorując się na analizie, jakiej Mirosław Przylipiak poddał jeden z pierwszych programów reality TV pod tytułem An American Family, postanowiliśmy zbadać przykładowy format talent show – emitowany na kanale Polsat od 2011 roku program Must be the Music. Tylko muzyka. Tak jak wiele programów reality TV pokazywanych w Polsce, Must be the Music jest formatem obcym, pochodzącym od brytyjskiej telewizji Sky One. O popularności tego show w Polsce świadczy fakt, że w ciągu czterech lat zrealizowanych zostało jego osiem edycji. Materiałem badawczym dla nas będzie przede wszystkim wybrany, 9. odcinek ósmej serii.
Hybrydowość Must Be the Music wyraża się w czerpaniu z wielu gatunków. Rzuca się w oczy przede wszystkim struktura show, przypominająca stosowaną w filmie fabularnym. Program Polsatu ma z góry zaplanowaną, zamkniętą strukturę – każdy odcinek serii stanowi wyraźną, zamkniętą całość. Warto tutaj rozróżnić dwie konwencje, którymi posługuje się Must Be the Music. Każda seria jest podzielona na dwa typy odcinków, z których jeden stanowią eliminacje, natomiast drugi – półfinały i finały. W eliminacjach odbywa się selekcja osób z całej Polski dopuszczonych do castingu z udziałem czwórki jurorów. Poszczególni uczestnicy, których występ poprzedza krótki klip prezentujący ich osobowość, zostają zaakceptowani bądź odrzuceni przez jurorów. W półfinałach i finałach zespoły i wokaliści, którzy zostali wyłonieni przez jurorów (w finałach także przez publiczność na podstawie jej głosów) wykonują swoje występy. Każdy z nich jest poprzedzony jest retrospekcją (także specyficzną dla form fabularnych), przypominającą o wyniku castingu, oraz klipem opisującym wykonawców i ich przygodę ze śpiewaniem. Po występie jurorzy oceniają wykonanie, następuje rozmowa prowadzących z rodziną wykonawcy, wreszcie z nim samym. Program kończy wyłonienie zwycięzców na danym etapie.
Sam proces wykonywania utworów w Must Be the Music wyraźnie przypomina nagraną w telewizji relację z festiwalu, tudzież telewizyjną formę variety shows. Tak jak w przypadku emisji festiwali w Opolu czy w Sopocie, utwory wykonywane są przy zmiennych ustawieniach kamer, szybkim montażu i dynamizujących przekaz jazdach. Warto przy tym dodać, że o zdobyciu przez piosenkarza bądź zespół głównej nagrody decydują zarówno w przypadku festiwali emitowanych w telewizji, jak i w show Polsatu – widzowie. Podobną rangę Must Be the Music nadaje także prowadzący, prowadzący nierzadko dialog z jurorami i uczestnikami.
Ciekawym środkiem badawczym są klipy poprzedzające występy. Składają się na nie wypowiedzi wykonawców dotyczące np. ich pochodzenia, rodziny (wokalista HCR opowiadający o śmierci siostry), przeżyciach. W pewnym sensie jest to poetyka filmu dokumentalnego; w owych klipach odczuwa się dodatkowo element autokreacji. Zespół Wasabi dla zabawy wciela się w postacie z filmów Chaplina, z Władcy Pierścieni tudzież z Gwiezdnych wojen, opowiadając zarazem o nich. Występuje tu tautologia obrazu i słowa tożsama z formą dokumentalną. Zespół Radioaktywny Świat pokazuje się na tle wysypiska, grając na różnych śmieciach jak na instrumentach. Tutaj "akcja" tożsama jest z nazwą grupy muzycznej i służy jego promocji. Uczestnicy programu świadomie patrzą w kamerę, pozując do niej i czerpiąc przyjemność z tej inscenizacji. Na zasadzie podobnej do Big Brothera (przytoczmy słowa Wiesława Godzica) "wyraźna prezentacja własnej osoby nie jest uznawana za fałszowanie naturalnego zachowania, lecz postrzegana jako performatywna możliwość zaprezentowania siebie jako takiego". Klipy zespołów, choć nie promują żadnego konkretnego utworu muzycznego, podkreślają ich osobowość tak samo jak teledyski z udziałem własnym gwiazd muzyki.
Konwencja infotainmentu także daje o sobie znać w przypadku Must Be the Music. Program przemyca tabloidowe w formie treści. Pogadanka zakulisowa o gargantuicznym ubyciu kilogramów u Dimmiego Destino czy o jego zdolności przygotowywania hamburgerów niekoniecznie musi być ważna dla widza, ale odpowiada rozrywkowemu charakterowi widowiska. Z drugiej strony, czy to jest widowisko jałowe? Trudno to powiedzieć jednoznacznie. Must Be the Music w sposób skuteczny zdaje się eliminować "niską" muzykę taneczną (tylko jeden zespół disco polo w historii widowiska przebił się do finału), po części dzięki instytucji jurorów, która pełni funkcję perswazyjną i broni własnego systemu wartości, niekiedy na przekór publiczności:
Najciekawsze, że polskie Must Be the Music wbrew domniemaniom krytyka muzycznego Roberta Sankowskiego znacząco przebiło popularnością oryginalną brytyjską wersję, która padła trupem po jednej serii. Sprawnie realizując różne formy gatunkowe – od filmu fabularnego po telewizyjny infotainment – spełnia się jako hybrydowe widowisko z pogranicza festiwalu i spektaklu telewizyjnego.